domingo, 6 de enero de 2013

"Dzienniki rowerowe" cz.15, 7 kwietnia 2012 (z Matanzas do Boca de Jaruco)


autor: W. Osiński i K. Dembicz
Tam, gdzie wymienia się pieniądze, prawie zawsze są kolejki. Przynajmniej na Kubie. Nie jakieś monstrualne na 100 metrów, ale wystarczy taka na dziesięć osób, żeby mieć z głowy co najmniej pół godziny. Chociaż to też zależy od szczęścia i... skrupulatności pani lub pana w okienku. My w czasie naszej podróży wymienialiśmy pieniądze głównie w casa de cambio, czyli Cadeca. Czasem trzeba było mieć ze sobą paszport, czasem nie. Natomiast nie warto zabierać ze sobą banknotów naddartych lub z jakimiś dopiskami (cyferki, literki dodane długopisem) – nie wymieniają ich, tylko odsyłają do banku, żeby tam zastąpić je innymi. Nie próbowaliśmy takich operacji, ale przy jednej wymianie (dobrych) banknotów w banku urzędniczka spisywała numer każdego z nich. Nie trzeba dodawać, ile to trwało... 
Fot. 1. Valle de Yumurí  (autor W.Doroszewicz)



Po zaopatrzeniu się w porcję świeżutkich CUC udaliśmy się w kierunku Doliny Yumurí, zdążając już w kierunku Hawany. Kilka dni miejskich klimatów spowodowało, że ponowny widok zielonej planszy drzew i traw sprawił nam dużą przyjemność. 




Fot. 2. Valle de Yumurí (W.D.)
Jazda lokalną, czasami asfaltową drogą, również była miłą odmianą od pustych, ale nudnych autostrad. Ludzie patrzyli na nas z ciekawością, do której już przywykliśmy. Podczas całej naszej wędrówki nie spotkaliśmy ani jednej grupy cyklistów podobnej do naszej, jeśli już były to grupy sportowców bądź obcokrajowców na miejscowych rowerach. W ogóle Kubańczycy bardzo się dziwili, że chce nam się tak pedałować.

Na wyspie rower jest pojazdem biednych i służy tylko do przemieszczania się i transportu. Rowery też w większości są bardzo stare, podobne do znanych u nas z okresu socjalizmu ukrain. Ciekawostką jest podpórka, która u nas jest pojedynczą boczną nóżką, a w kubańskich bicyklach ma kształt trapezu obustronnie przykręconego śrubami na osi tylnego koła i w czasie jazdy odchylana do tyłu. Dzięki temu rower w czasie postoju pozostaje w pozycji pionowej, a nie jak nasze pojazdy – w skośnej.



Zresztą tutaj rower kojarzy się z Periodo Especial (lata 1990-1995) kiedy Kuba odcięta od dostaw ropy naftowej ratowała się importem rowerów z Chin, które zalały lokalne drogi i miały za zadanie podtrzymać komunikację na wyspie. Jeszcze w latach 70. rowery pielęgnowane były jak stare chevrolety, miały przywiązane lisie ogonki do kierownicy, mnóstwo lusterek i świateł oraz innych gadżetów.


Fot. 3. Palmy królewskie w Valle de Yumurí (W.D)

Fot.4. Uprawa ananasa, Valle de Yumurí (W.D.)

Valle de Yumuri oprócz przepięknych krajobrazów jest żyzną doliną wykorzystywaną do uprawy owocowo- warzywnej a także hodowli bydła. W dolinie znajdują się niewielkie wsie i miasteczka,  ale i niesamowicie elegancki albo nawet luksusowy (przynajmniej z zewnątrz) jak na Kubę, otoczony lasem palm królewskich, ośrodek Kościoła Baptystów. W każdej miejscowości przez którą przejeżdżaliśmy, otwartą świątynią była świątynia Baptystów.

Fot. 5. Los nenes, nasiona uzywane do wyrobu koralikow, kolczyków, etc. (W.D.) 
Fot. 6. Osrodek Baptystów w Valle de Yumurí (W.Osinski)
Fot. 7. Wjazd do osrodka Baptystów w Valle de Yumurí (K.Dembiczi)
W Las Brisas zatrzymaliśmy się na chwilę w lokalu kategorii III na bułki z twarogiem (po 1 pesi nacional) i refresco (czyli miejscowa oranżada), potem w Playas de Jibacoa 


Fot. 8 i  9. Playas de Jibacoa i przepiekna droga wzdluz wybrzeza

szybka kąpiel (niestety już po kilkunastu metrach zaczynały się skały) i wieczorem po 62 kilometrach dojechaliśmy do Boca de Jaruco. 
Fot. 10. Ujscie rzeki Jaruco w Boca de Jaruco. Widok z casa rosada (W.D)


Tam trafiła nam się kwatera prezydencka w stylu argentyńskim – casa rosada. Trafiliśmy akurat na urodziny dziedzica, więc jego matka i gospodyni casy była pochłonięta organizacją przyjęcia. Gospodarstwo w ogóle było kolorowe – różowy dom, rudy kot i dwa biało-fioletowe psy. Okazało się, że to plamy z gencjany. Sam dom wybudowany został na początku XX wieku w stylu Art Nouveau z pięknym barem na powietrzu przy, niestety pustym, basenie, i pozostawiony dalekiej rodzinie pod opiekę. Sami właściciele jak wielu Kubańczyków wyjechało do USA i zasiliło rzeszę 1,5 mln diaspory kubańskiej w Stanach Zjednoczonych.
Fot. 11. Obraz z naszego pokoju przedstawiajacy krajobraz Boca de Jatuco

Fot. 12. Lokalna przystan rybacka w Boca de Jatuco (W.D)
 Tym razem znów wieczór upłynął nam, bardzo przyjemnie, na rozmowach o trudach życia i marzeniach Kubańczyków. Głównym marzeniem naszej rozmówczyni było zebranie odpowiedniej sumy pieniędzy żeby móc odrestaurować różowy dom w Boca de Jaruco.

No hay comentarios:

Publicar un comentario