Lokum w Guanajay było wyjątkowe, nie tylko ze względu na
lustra w pokojach. Na patio (wygląda na to, że przyzwoity – a jak się okazało
także nieprzyzwoity – kubański dom nie ma prawa istnieć bez porządnego patio)
stała fontanna. Niewielka ale ładnie podświetlona, otoczona przez opadające
pędy kwitnącej błękitnej tunbergii wielkokwiatowej dodawała naszej kwaterze
swoistego uroku, w który przyjemnie dla ucha wpisywał się leniwy szum wody.
Właściciel tego przybytku, wypisz wymaluj nieco grubszy doktor Wójcik z „Na
dobre i na złe”, obwieszony złotem, z energiczną partnerką u boku, pozwolił nam
pozrywać owoce z rosnących w patio drzew mango.
Fot. 1. Patio i fontanna w domu w Guanajay (autor. Z.Malanowska) |
W tradycyjnych kręgach na Kubie złoto jest synonimem
wysokiego statusu społecznego, a nasi gospodarze - katolicy, małżeństwo z
dwojgiem dzieci i dwudziestoletnim stażem - taki status posiadali. Oprócz
wynajmu pokoi, nasz właściciel - były urzędnik państwowy, trudni się również
rolnictwem - dzierżawi ziemię rolną od państwa (na co zezwalają ostatnie zmiany
gospodarcze na Kubie).
Nie ma się co dziwić wynajmowi pokoi na godziny, chociaż nam
Polakom może wydawać się to nieprzyzwoitością. Na Kubie jednak jest prozą
życia. Powszechne mieszkanie na tzw. kupie (w wielopokoleniowej rodzinie, w
niewielkim metrażu) nie sprzyja rozwijaniu i pielęgnowaniu życia seksualnego,
nie mówiąc o małżeńskim. Z takich dobrodziejstw (chociaż drogich - 1 noc dla
turysty to koszt 25 CUC, dla Kubańczyka 100-200 pesos nacionales czyli
1/4 a nawet połowa pensji) korzystają młodzi Kubańczycy, którzy już
w wieku trzynastu czy czternastu lat rozpoczynają swoje życie seksualne.
Z Guanajay wyruszyliśmy w kierunku miejscowości Soroa i był
to chyba najtrudniejszy fragment naszej podróży. Może i niezbyt strome, ale
długie podjazdy porozrywały naszą rowerową kolumnę na długość dwóch, trzech
kilometrów.
Fot. 2. Kręto i pod górkę w Sierra del Rosario (autor: Z. Malanowska) |
Nie ma co, to była prawdziwa walka z samym sobą. Jeszcze raz
zakręcić pedałem, jeszcze dwa metry przejechać więcej. Kilkunastokilogramowe
sakwy na naszych bagażnikach stawały się dla nas niczym syzyfowy kamień, tyle
że mitologiczny bohater swój ciężar pchał, a myśmy go ciągnęli. Droga była
pokręcona, za każdym zakrętem liczyliśmy, że wreszcie zrobi się z górki, no,
przynajmniej płasko. Do licha, przecież nie można w nieskończoność jechać pod
górę!
Dla nas ta nieskończoność jazdy skończyła się za usypaną
przez twórców jakiegoś dziwacznego skrótu stertą ziemi, piachu i kamieni. Jak
się potem okazało był to objazd, bo właściwa trasa została zmyta rok temu po
przejściu huraganów.
Fot. 3. Pchamy nasze bicykle w Sierra del Rosario (autor: M. Świetlik) |
Kiedy awangarda naszej kolumny przez wodospad potu
spływającego z czoła zobaczyła kolejną kilometrową prostą o
kilkunastoprocentowym nachyleniu, poddali się nawet najsilniejsi. Jak słusznie
zauważyła Zuzia, pokazaliśmy już, że potrafimy, ale jeszcze sporo dni przed
nami i nie ma sensu nadwyrężać kolan i łańcuchów. Następne dwa kilometry
przebyliśmy, stosując różne techniki pchania i ciągnięcia naszych bicykli.
Fot. 4. Przed wjazdem do rezerwatu (autor: O. Barboza) |
Jednak te wszystkie cierpienia warte były widoków. Zieleń
lasów i różnorodność krajobrazów Rezerwatu Biosfery UNESCO Sierra del Rosario
(wstęp 4 CUC) zapierały dech w piersiach niemal tak samo, jak te przedłużające
się podjazdy.
Fot. 5. Trasa przez Rezerwat Biosfery UNESCO Sierra del Rosario (autor. O.B.) |
Rezerwat utworzony 1984 roku chroni wysoko zróżnicowane
środowisko pasma górskiego Sierra del Rosario na obszarze ponad 26 tys. ha.
Składają się na nie zarówno górskie lasy deszczowe, jak lasy częściowo tracące
liście w porze suchej
Fot. 6. Las częściowo zrzucający liście z palmą królewska (autor: W. Doroszewicz) |
Fot. 7. Młody nasadzony las sosnowy (autor: W.Doroszewicz) |
oraz kubańskie lasy iglaste budowane przez endemiczne gatunki sosen: Pinus tropicalis i Pinus caribaea.
Tutejsze lasy zawdzięczają swój niezwykle charakterystyczny
wygląd także dominującej w drzewostanie majestatycznej palmie królewskiej Roystonea regia, to kolejny symbol Kuby
- palma real. Ogromna różnorodność gatunkowa tutejszej flory i wysoki poziom
endemizmu objawia się prawie na każdym kroku nawet dla mniej wprawnego oka
choćby pod postacią mijanych wielokolorowych kwiatów. Jednym z nich były będące
symbolem rezerwatu skromnie wyrastające ponad trawy delikatne storczyki Bletia purpurea.
Fot. 8. Bletia purpurea (autor: W.D.) |
Przerwę zrobiliśmy w Las Terrazas, jednej z pierwszych tzw.
wiosek ekologicznych na świecie, znajdującej się dziś w centrum tego obszaru
chronionego, będącej ośrodkiem ekoturystycznym i od której zaczęła się
rekultywacja i ochrona tych lasów. Miejsce było idealne – zbocze porośnięte
zieloną trawką, dwie spore altany z ławami i stołami, a nade wszystko pięknie
oświetlone słońcem jezioro z pomostem i BUDKA Z NAPOJAMI! Pojedliśmy,
popiliśmy, pomoczyliśmy nogi (Kasia jako jedyna odważyła się pomoczyć nawet
całą resztę) i ruszyliśmy dalej, znów pod górkę, znów krętą drogą, aż w końcu i
z górki.
Fot. 9. Kompleks wypoczynkowy w Las Terrazas (autor. M. Świetlik) |
Do Soroa dojechaliśmy po zmroku i – wreszcie! – długim zjeździe.
Fot. 10. Wreszcie z górki (autor: Z. Malanowska) |
Szybko
znaleźliśmy casę particular, choć tym razem tylko jednopokojową, więc pierwszy
raz zamieszkaliśmy jak w prawdziwej komunie. No ale gdzie indziej mieszkać w
komunie, jak nie na Kubie? Na kolację, przy przepięknie udekorowanym kwiatami i
liśćmi stole, dostaliśmy taki wybór potraw na pierwsze, drugie i kolejne dania,
że zaczęliśmy się zastanawiać, czy aby na pewno jesteśmy w kraju z
reglamentacją towarów spożywczych. Posiłek zakończyliśmy degustacją guaro,
wódki przywiezionej przez Oscara z Kostaryki. Wydegustowaliśmy ją do cna, co w
połączeniu z całodziennym wysiłkiem i sokiem z gujawy (guayaba) przyczyniło się
do tego, że spało nam się wyśmienicie.
autorzy: WO, KD, WD
No hay comentarios:
Publicar un comentario