Wyjeżdżamy z Hawany do San Antonio de los Baños. Pilotuje
nas samochodem nasz znajomy, mieszkający kiedyś w Polsce wesoły
czterdziestoparolatek, całkiem nieźle mówiący w naszym języku. Po minięciu
granic miasta wjechaliśmy na autostradę.
Fot. 7. W drodze do San Antonio de los Baños (autor: W.Doroszewicz) |
Fot. 8. Szosa, również awaryjne lądowisko (autor: Z.M.) |
Krajobraz po drodze
był bardzo urozmaicony. Od porzuconych pastwisk i zarośniętych marabú pól gdzie
kiedyś uprawiano trzcinę cukrową, po bardzo dobrze utrzymane małe gospodarstwa
rolne zaopatrujące Hawanę i okolice w warzywa i owoce.
Fot. 9. Małe gospodarstwa owocowo-warzywne (autor: K.D.) |
Widać, że obecne zmiany szybko wykorzystała ludność wyspy
zakładając to co było stałym elementem krajobrazu Polski lat 80. czyli
zieleniaki. W pewnym momencie zniknął pas zieleni dzielący jezdnie, a
obok zobaczyliśmy zadbany cmentarz żołnierzy radzieckich. Jeden z czterech
strażników pilnujących tego niewielkiego miejsca pamięci powiedział nam, że
niedaleko była baza wojsk ZSRR, fragment autostrady był zapasowym pasem
startowym dla samolotów, a wielu radzieckich żołnierzy ginęło, strzelając do
siebie nawzajem po pijanemu.
Fot. 10. Cmentarz żołnierzy Radzieckich (autor: M. Świetlik) |
Mówił, że miejscowa ludność przynosiła im alkohol w zamian
za wojskowe buty. O dziwo jednak nie potrafił niczego powiedzieć o kryzysie
kubańskim z 1961 roku, gdy świat stanął na krawędzi III wojny światowej.
Wyglądało, jakby nic o tym nie wiedział. Najciemniej jest pod latarnią...
Popołudnie spędziliśmy w San Antonio de los Baños, w którym
to mieści się międzynarodowa szkoła kinematograficzna. W niedzielne popołudnie
na ulice tego miasta wylewa się dźwięk z telewizorów, poprzez otwarte drzwi
małych domków. Dzieci dokazują na ulicach, ale tylko one; jest sennie i pusto.
Młoda kobieta zapytana o to, jak jej się żyje, odpowiada przede wszystkim, że
spokojnie. „La vida muy tranquila”; to stwierdzenie będzie się często pojawiało
w ustach Kubańczyków mieszkających w małych miejscowościach.
Fot. 11. San Antonio de los Baños (autor: Z. Malanowska) |
W dalszą drogę wyruszyliśmy około 18. Zanim zaszło słońce
mogliśmy podziwiać wspaniały kontrast występujących w tej części czerwonoziemów
z soczystą zielenią upraw.
Fot. 12. W drodze do Guanajay (autor: Z. Malanowska) |
Fot. 13. Lateryty i zielona sałata (autor. W. Doroszewicz) |
Do Guanajay dojechaliśmy już po zmroku. To była nasza
pierwsza nocna podróż po kubańskich pozamiejskich drogach. Było wprawdzie
trochę dziur w asfalcie, ale bez uszczerbku na zdrowiu i stanie rowerów udało
nam się dotrzeć do celu. Lekko zawiany pracownik stacji benzynowej uprzejmie
wyjaśnił nam, gdzie znajdziemy nocleg. Po przejechaniu tego dnia 61 kilometrów
(w znacznej części w upale) i wrażeniach z pierwszej nocnej jazdy byliśmy już
porządnie zmęczeni i dopiero kilkanaście minut po wejściu do pokojów
zwróciliśmy uwagę na ich nietypowy wystrój, którego głównymi elementami były
lustra, największe na suficie. Trafiliśmy do
domu schadzek ...
Ale to nie koniec! Część z nas chcąc zaspokoić ambicje
badacza, zaraz po zjedzeniu miejscowej pizzy i helados de guayaba (lodów z
gojawy) ..
Fot. 14. Czekając na pizzę w Guanajay (autor. W.D.) |
ruszyła na główny plac aby wtopić się w tłum młodych
Kubańczyków i poznać realia ich małomiasteczkowego życia ...
autor: W.Osiński i reszta