viernes, 22 de marzo de 2013

W hołdzie Bebo Valdés

Bebo Vadés nie żyje - tak podały dzisiaj media, które dedykują znaczną część swojego czasu i miejsca Kubie, jej mieszkańcom i kulturze kubańskiej (http://www.elnuevoherald.com/2013/03/22/1437059/fallece-en-estocolmo-el-musico.html). Odszedł kolejny wielki twórca i promotor kubańskich rytmów. Urodzony na Kubie, większość swojego życia spędził na emigracji, jak wielu kubańskich artystów, dzięki którym wzbogacała się kubańska tożsamość. Odszedł kolejny kubański muzyczny dinozaur z tego samego pokolenia co Benny Moré, Compay Segundo, Olga Guillot, Celia Cruz czy Bola de Nieve (prawdziwe nazwisko Ignacio Jacinto Villa Fernández). 
Rok temu opublikowaliśmy tekst Grzegorza Gontarskiego poświęcony właśnie Bebo Valdesowi i filmowi, w którym wykorzystana została jego muzyka. Dzisiaj chcielibyśmy go przypomnieć i w ten sposób złożyć hołd Bebo Valdesovi.


W hołdzie Bebo Valdésowi. Recenzja: Chico i Rita, reż. Fernando Trueba, Javier Mariscal, Tono Errando, Hiszpania, 2010, 94 min.

Współczesna Hawana, podobnie jak jej ciemiężyciel Fidel Castro, wycieńczona jest odwieczną rewolucją i przez to paradoksalnie już uodporniona na wszelkie hasła do niej nawołujące. Stolica Kuby choć w promieniach słońca dalej gdzieniegdzie wygląda kolorowo, tak naprawdę przypomina przejrzały owoc z pomarszczoną skórą. Dobrobyt, o którym tak żarliwie zapewniano mieszkańców Wyspy, nigdy nie nadszedł. Niszczejące fasady budynków, stare, muzealne wręcz samochody dzielnie ‘podtrzymywane przy życiu’ przez sprawnych majstrów, coraz rzadziej przypominają o dawnych latach świetności Hawany i radościach jakie dawała mieszkańcom.  Borykający się z problemami życia codziennego Kubańczycy usilnie starają się przetrwać kolejne upalne dni, których zwieńczeniem i jedynym pocieszeniem może być cygaro, szklanka piwa Cristal oraz towarzystwo dawnych, ‘nie ulegających korozji’ i w przeciwieństwie do rewolucji, wiecznie żywych, dynamicznych szlagierów grywanych 60 lat wcześniej w klubie Tropicana. Ucieczkę w taki tryb życia i we wspomnienia o dawnej Hawanie wybrał tytułowy bohater filmu Fernando Trueby, Chico – postać luźno  nawiązuje do autentycznej, wielkiej persony,  jednego z najoryginalniejszych muzyków kubańskich – Bebo Valdésa. Kompozytor, aranżer, pianista, jazzman, propagator mambo, frontman big bandu Sabor de Cuba, był centralną postacią wielu klubów muzycznych, w tym wspomnianej Tropicany. Jego oczami obserwujemy zarówno roztańczoną Hawanę z czasów dyktatury Fulgencio Batisty, jak i przemiany porewolucyjne, które cieniem położyły się  na kulturalnym życiu kubańskiej stolicy.

Bez Chico nie byłoby Rity, równie ważnej postaci w filmie, która w partiach wokalnych obdarowana została przepięknym głosem Idanii Valdes. Chico i Ritę połączyło nie tylko wzajemne pożądanie i miłość, lecz także uwielbienie i szacunek do kubańskiej muzyki, chwytliwych ballad i bolera. 

W roku 2010 minęło dziesięć lat od realizacji znanego filmu dokumentalnego Calle 54, dedykowanego latynoskiej muzyce jazzowej oraz jej najznakomitszym przedstawicielom, do których należeli Chucho Valdés, Bebo Valdés, Eliane Elias, Gato Barbieri, Tito Puente czy Jerry Gonzalez. Twórca tego obrazu, hiszpański reżyser Fernando Trueba powraca do podobnej tematyki w swoim najnowszym filmie Chico i Rita. I nie byłoby w tym fakcie nic wyjątkowego, gdyby nie graficzna forma filmu oraz grupa twórców, na jaką zdecydował się urodzony w Madrycie Trueba. Zaprosił mianowicie do współpracy dwóch plastyków: Javiera Mariscala i Tono Errando, parających się różnorodną działalnością artystyczną: grafiką, designem, malarstwem i rzeźbą. Wspólnie tercet ten stworzył pełnometrażowy film animowany, którego głównym bohaterem obok muzyki uczynił Hawanę oraz zespół utalentowanych instrumentalistów. 

Film Mariscala i Trueby wpisuje się w popularny nurt animacji tworzonej już od kilku lat specjalnie dla widza dorosłego. Do takich filmów należą dwie francuskie animacje: Trio z Belleville Sylvain Chometa (2003) - mroczna komedia sensacyjna okraszona muzyką wzorowaną na amerykańskiej z lat 30- stych oraz film Persepolis (2007) Vincenta Paronnauda, opowiadający o irańskiej Islamskiej Rewolucji widzianej oczami małej dziewczynki. Przy okazji tej wyliczanki nie należy zapomnieć o izraelskim Walcu z Baszirem (2008) Ariego Folmana traktujący o konflikcie libańskim z 1982 roku.

Co sprawia, że film Chico i Rita zasługuje na naszą uwagę oraz zachwycił jury na wielu międzynarodowych festiwalach filmowych, otrzymując najwyższe laury i wyróżnienia (m.in. nominacja do nagrody Oscara w kategorii Najlepszy Długometrażowy Film Animowany, Europejska Nagroda Filmowa, Nagroda Goya)? Już po kilku początkowych scenach widz praktycznie zapomina, iż obcuje z postaciami wykreowanymi dzięki grubo poprowadzonej kresce, przyodzianymi w pastelowe, ciepłe barwy. Dzieje się to najprawdopodobniej dzięki oryginalnemu zabiegowi na jaki zdecydował się znany do tej pory z ‘aktorskich’ filmów fabularnych Fernando Trueba. Autor Belle Epoque (1992) wraz ze swoimi współpracownikami spędził kilka tygodni w Hawanie, kręcąc wybrane sceny Chico i Rity przy pomocy aktorów właśnie. Następnie materiał ten posłużył rysownikom animacji do odtworzenia autentycznych ruchów i gestów ludzkich. Zatem mamy do czynienia z filmem animowanym potraktowanym jak film fabularny aktorski. Jak mówią sami twórcy, na oficjalnej stronie internetowej poświęconej filmowi, w trakcie prac nad filmem starali się znaleźć klucz i zachować równowagę między materią techniczną, jaką daje praca z kamerą  i aktorem a możliwościami plastycznymi, nieograniczoną kreacją i wyobraźnią rysowników.

Film animowany stał się doskonałym pretekstem do pokazania tętniących życiem dwóch metropolii: Hawany i Nowego Jorku. Javier Mariscal po przyjeździe do Hawany zdał sobie sprawę iż niektóre miejsca, place, budynki zniknęły na zawsze i bezpowrotnie z powierzchni miasta, lub nierestaurowane, podniszczone w niczym nie przypominają Hawany z drugiej połowy lat 40-stych, w których toczy się akcja filmu. Wspomógł się więc materiałami fotograficznymi odnalezionymi w archiwach, które doskonale oddają wygląd ówczesnej stolicy Kuby. Uważny widz może odnaleźć na poszczególnych klatkach animacji nagromadzenie sklepików, niezliczone szyldy, rozświetlone neony, plakaty reklamowe, dostojne kolumny, solidne chodniki po których można chodzić z dumą, mknące ulicami miasta Fordy, Buicki i Pontiaki  oraz tętniące zabawą i przepychem kluby muzyczne oraz dancingi.

Kiedy losy głównych bohaterów komplikują się,  Rita wyjeżdża do Ameryki w poszukiwaniu spełnienia i szansy na międzynarodową karierę, a po pewnym czasie Chico wraz ze swoim menadżerem podąża za ukochaną. Ich oczom ukazuje się spowity zimową aurą, wietrzny, zaśnieżony Nowy Jork. Stoi on w mocnym kontraście do słonecznej Hawany, choć nie można odmówić mu dostojeństwa i bogactwa. Na naszych bohaterów oraz nas samych – widzów, czeka wielka niespodzianka - Chano Pozo. To kolejny obok Bebo Valdésa kubański muzyk, legenda, występujący w filmie. Interpretator jazzu, grający na instrumentach perkusyjnych, niedościgniony wzór i model, godny słuchania i naśladowania. Współpracował w USA m.in. z orkiestrą  Dizzy’ego Gillespiego. Postać na tyle charyzmatyczna, co i kontrowersyjna. W filmie możemy docenić jego kunszt muzyczny i zobaczyć powody jego tragicznej śmierci (artysta zginął z rąk handlarzy narkotyków).

Chico i Rita uwodzi zarówno muzyką, jak i obrazem. To nostalgiczna wyprawa w przeszłość. Nie daje nadziei na to, że to co minione powróci, ale pokazuje jaki ogromny potencjał twórczy drzemie w kubańskich muzykach i zwykłych obywatelach umiejących słuchać i bawić się w rytmie muzycznego melanżu, przepełnionego jazzem, bluesem, sambą, rumbą, salsą i bolero. 



   



  

Autor: Grzegorz Gontarski

miércoles, 20 de marzo de 2013

Parę uwag o kubańskiej opozycji


          Parę dni temu minęła 10 rocznica tzw. "Czarnej wiosny" na Kubie, wydarzeń związanych z aresztowaniami osób z pierwszych szeregów opozycji kubańskiej, ale również niezależnych dziennikarzy, którzy proponowali pokojowe zmiany obowiązującego systemu politycznego  idące ku demokratyzacji życia publicznego w kraju.

Dzisiaj większość z nich znajduje się na wolności, również mieszkając poza granicami swojej ojczyzny (zmuszeni w rzeczywistości przez rząd Kuby do jej opuszczenia). Ich uwolnienie nie byłoby jednak możliwe gdyby nie, między innymi, działalność "Dam w Bieli", podobnej w swoim założeniu do, ostatnio wspominanej w wielu mediach z powodu wyboru nowego papieża z Argentyny, "Madres de la Plaza de Mayo".

            Obecnie na czele Dam w Bieli stoi Berta Soler, która rozpoczynała tworzenie tej wyróżnionej przez Parlament Europejski nagrodą Sacharowa organizacji w 2003 roku, domagając się uwolnienia aresztowanych opozycjonistów w tym własnego męża.

            Sporo napisano o Damach w Bieli. Jednak dzisiejszy wpis to przemyślenia na kanwie wypowiedzi Berty Soler o Kubie i jej przyszłości. Miałam możliwość spotkania Pani Soler w Krakowie 15 marca i krótkiej z nią rozmowy, w której zapytana co sądzi o zmianach na Kubie, które umożliwiły jej pierwszy raz w  życiu wyjazd z Kuby, odpowiedziała że są to kosmetyczne zabiegi prowadzące donikąd. Z drugiej jednak  strony wyraziła nadzieję, że za 10 lat sytuacja zmieni się diametralnie na wyspie. Czym spowodowana jest taka sprzeczna moim zdaniem ocena?

Może twierdzenie o kosmetyce zabiegów jest jedynie powtarzaniem wyświechtanego sloganu, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Ilość zmian na Kubie od przejęcie władzy przez Raula a co za tym idzie zapowiedzi kolejnych mogą jednak budzić nadzieję nie tylko Kubańczyków ale i przyszłych inwestorów.

            Ostatnia informacje zdają się jeszcze bardziej utwierdzać w przekonaniu, że ten rząd zdaje sobie sprawę iż znalazł się w sytuacji bez wyjścia, że bez konkretnych zmian w gospodarce system szybko runie. W ciągu ostatnich 2 tygodni wprowadzono kolejne: powołano do życia przedsiębiorstwo mające zajmować się sprzedażą hurtową dla prywatnych przedsiębiorstw i osób prowadzących działalność gospodarczą (jeszcze do niedawna handel hurtowy nie istniał) oraz ogłoszono wynagrodzenia za nadgodziny dla lekarzy i stomatologów przyznając również, że jest to jedna z gorzej wynagradzanych grup na Kubie ( do tej pory nie wypłacano wynagrodzeń za nadgodziny lekarzom twierdząc że to misja).

            Część opozycji, z którą miałam możliwość rozmowy, twierdzi że karty zostały już rozdane i doszło do cichego porozumienia, między aktualnie rządzącymi, Kościołem i zwolennikami reform (nie nazywajmy ich opozycją).  Taka sytuacja z pewnością pozwoli odejść z honorem Raulowi Castro za 5 lat, kiedy wygaśnie jego mandat i zgodnie z zapowiedzią nie będzie kandydował kolejny raz a planowane zmiany konstytucyjne uniemożliwią mu reelekcję. Jednakże w rękach rządzących pozostanie znaczna część gospodarki, już zdominowanej przez armię.

            Czy dzisiejsza stara i młoda opozycja na Kubie bierze pod uwagę możliwość dialogu z obecną władzą, czy mają konkretny plan reform? Istnieją takie, ale giną w szumie medialnym i kłótniach w ramach samych jej przedstawicieli. Wystarczy śledzić wypowiedzi tych, którzy dostali pozwolenie na wyjazd - Berta Soler, Yoani Sanchez i innych.

            Miejmy nadzieję, że głosy tych kobiet kubańskich zostaną usłyszane również na Kubie, gdzie dostęp do internetu i międzynarodowej prasy jest limitowany.

autor: K.Dembicz

Wywiad z Bertą Soler w TOK FM
http://laprogram.pl/media/wywiad-w-tok-fm-z-berta-soler-liderka-kubanskich-dam-w-bieli/