autor: W. Osiński i K. Dembicz
Tam, gdzie wymienia się pieniądze, prawie zawsze są kolejki.
Przynajmniej na Kubie. Nie jakieś monstrualne na 100 metrów, ale wystarczy taka
na dziesięć osób, żeby mieć z głowy co najmniej pół godziny. Chociaż to też
zależy od szczęścia i... skrupulatności pani lub pana w okienku. My w czasie
naszej podróży wymienialiśmy pieniądze głównie w casa de cambio, czyli
Cadeca. Czasem trzeba było mieć ze sobą paszport, czasem nie. Natomiast nie
warto zabierać ze sobą banknotów naddartych lub z jakimiś dopiskami (cyferki,
literki dodane długopisem) – nie wymieniają ich, tylko odsyłają do banku, żeby
tam zastąpić je innymi. Nie próbowaliśmy takich operacji, ale przy jednej
wymianie (dobrych) banknotów w banku urzędniczka spisywała numer każdego z
nich. Nie trzeba dodawać, ile to trwało...
|
Fot. 1. Valle de Yumurí (autor W.Doroszewicz) |
Po zaopatrzeniu się w porcję świeżutkich CUC udaliśmy się w
kierunku Doliny Yumurí, zdążając już w kierunku Hawany. Kilka dni miejskich
klimatów spowodowało, że ponowny widok zielonej planszy drzew i traw sprawił
nam dużą przyjemność.
|
Fot. 2. Valle de Yumurí (W.D.) |
Jazda lokalną, czasami asfaltową drogą, również była miłą
odmianą od pustych, ale nudnych autostrad. Ludzie patrzyli na nas z
ciekawością, do której już przywykliśmy. Podczas całej naszej wędrówki nie
spotkaliśmy ani jednej grupy cyklistów podobnej do naszej, jeśli już były to
grupy sportowców bądź obcokrajowców na miejscowych rowerach. W ogóle Kubańczycy
bardzo się dziwili, że chce nam się tak pedałować.
Na wyspie rower jest
pojazdem biednych i służy tylko do przemieszczania się i transportu. Rowery też w większości są bardzo stare,
podobne do znanych u nas z okresu socjalizmu ukrain. Ciekawostką jest podpórka,
która u nas jest pojedynczą boczną nóżką, a w kubańskich bicyklach ma kształt
trapezu obustronnie przykręconego śrubami na osi tylnego koła i w czasie jazdy
odchylana do tyłu. Dzięki temu rower w czasie postoju pozostaje w pozycji
pionowej, a nie jak nasze pojazdy – w skośnej.
Zresztą tutaj rower kojarzy się z Periodo Especial (lata
1990-1995) kiedy Kuba odcięta od dostaw ropy naftowej ratowała się importem
rowerów z Chin, które zalały lokalne drogi i miały za zadanie podtrzymać
komunikację na wyspie. Jeszcze w latach 70. rowery pielęgnowane były jak stare
chevrolety, miały przywiązane lisie ogonki do kierownicy, mnóstwo lusterek i
świateł oraz innych gadżetów.
|
Fot. 3. Palmy królewskie w Valle de Yumurí (W.D) |
|
Fot.4. Uprawa ananasa, Valle de Yumurí (W.D.) |
Valle de Yumuri oprócz przepięknych krajobrazów jest żyzną
doliną wykorzystywaną do uprawy owocowo- warzywnej a także hodowli bydła. W
dolinie znajdują się niewielkie wsie i miasteczka, ale i niesamowicie elegancki albo nawet luksusowy (przynajmniej z
zewnątrz) jak na Kubę, otoczony lasem palm królewskich, ośrodek Kościoła
Baptystów. W każdej miejscowości przez którą przejeżdżaliśmy, otwartą świątynią
była świątynia Baptystów.
|
Fot. 5. Los nenes, nasiona uzywane do wyrobu koralikow, kolczyków, etc. (W.D.) | | | |
|
Fot. 6. Osrodek Baptystów w Valle de Yumurí (W.Osinski) |
|
Fot. 7. Wjazd do osrodka Baptystów w Valle de Yumurí (K.Dembiczi) |
W Las Brisas zatrzymaliśmy się na chwilę w lokalu
kategorii III na bułki z twarogiem (po 1 pesi nacional) i refresco (czyli
miejscowa oranżada), potem w Playas de Jibacoa
|
Fot. 8 i 9. Playas de Jibacoa i przepiekna droga wzdluz wybrzeza |
szybka kąpiel (niestety już po kilkunastu
metrach zaczynały się skały) i wieczorem po 62 kilometrach dojechaliśmy do Boca
de Jaruco.
|
Fot. 10. Ujscie rzeki Jaruco w Boca de Jaruco. Widok z casa rosada (W.D) |
Tam trafiła nam się kwatera prezydencka w stylu argentyńskim – casa
rosada. Trafiliśmy akurat na urodziny dziedzica, więc jego matka i gospodyni casy
była pochłonięta organizacją przyjęcia. Gospodarstwo w ogóle było kolorowe –
różowy dom, rudy kot i dwa biało-fioletowe psy. Okazało się, że to plamy z
gencjany. Sam dom wybudowany został na początku XX wieku w stylu Art Nouveau z pięknym barem na powietrzu przy, niestety pustym, basenie, i pozostawiony dalekiej rodzinie pod opiekę. Sami właściciele jak wielu Kubańczyków wyjechało do USA i zasiliło rzeszę 1,5 mln diaspory kubańskiej w Stanach Zjednoczonych.
|
Fot. 11. Obraz z naszego pokoju przedstawiajacy krajobraz Boca de Jatuco |
|
Fot. 12. Lokalna przystan rybacka w Boca de Jatuco (W.D) |
Tym razem znów wieczór upłynął nam, bardzo przyjemnie, na rozmowach o trudach
życia i marzeniach Kubańczyków. Głównym marzeniem naszej rozmówczyni było zebranie odpowiedniej sumy pieniędzy żeby móc odrestaurować różowy dom w Boca de Jaruco.
No hay comentarios:
Publicar un comentario